Wsparcie dla artystów w Internetach!

Nieraz siedząc i czytając krótkie komiksiki wydawane przez Jakuba "Dema" Dębskiego, zdarzało mi się, że pytano mnie, czy nie szkoda mi pieniędzy na takie coś - na komiks, który ma chyba 28 stron, a to i tak komiks, więc tekstu tam wiele nie ma. Zwykle pierwsza myśl, jaka mi przelatywała w głowie brzmiała "Szkoda pieniędzy? Przecież to tylko pięć złotych."... Aż pewnego dnia spojrzałam na półkę i uświadomiłam sobie, ile ich mam.

8 komiksików + jeden za darmo dołączany przy zamówieniu Altasu zwierząt, kiedy ten się ukazał.
"Komiks za darmo" mnie 
niezwykle uszczęśliwił bowiem zawiera komiks o mojej ukochanej
Matce Boskiej Żartobliwej (polecam poszukać w sieci!)

Co mogę powiedzieć: twórczości tego człowieka nie śledzę na pewno od samego początku, ale też na pewno robię to już od bardzo długiego czasu. Od jakichś dwóch czy trzech lat na bieżąco śledzę wszelkiego rodzaju filmy, komiksy, wydarzenia z tą osobą związane, a na nie-bieżąco śledzę go od jeszcze dłuższego czasu.
W którym momencie się zaczęło kupowanie? Kiedy się okazało, ze moje ukochane Kundle - krótkie trzykadrowe paski (miniatury zwykłych komiksów zwanych psami od tytułu "Duże ilości naraz psów") wychodzą w zeszycie za jakieś sobie zwykłe 5 złotych. Do tego można podejść od razu kupić z autografem na stoisku Targów komiksów w Krakowie. Jako że matura wówczas zawładnęła moim życiem i uniemożliwiła tym samym wyjazd do Krakowa po osobiste załatwienie tej sprawy, wysłałam siostrę. Dostałam uroczy autografik = wiele szczęścia... oraz około 8 minut czytania pasków.

Taka pierdółka, a ile radości:3
I później poleciało już wszystko po kolei. Kupowałam kolejne zeszyty komiksowe, dwie koszulki: jedną dla siebie z magami, którzy od razu podbili moje serce, a drugą dla mojego mężczyzny "Zawaliłem kolosa" (uważam, że jest niewymownie urocza, zwłaszcza przez te procenty latające dookoła ludzika jak muchy wokół żuli) :3 Przyszedł niedawno i czas na kubek...

Tekst, który widnieje na koszulce z magami też
wyszedł z komiksu. Polecam ciekawym ;3

Tutaj możecie zobaczyć komiks, w którym pojawił się kubek :)
Poza pierwszym autografikiem, zdobyłam też trzy inne kiedy zjawiłam się w Artetece na spotkaniu z owym artystą, w Krakowie. To było pewnie jakoś początkiem wiosny tego roku. Wiem, że wtedy dużo padało i woda w rzece niebezpiecznie się wówczas podniosła, więc to chyba była wiosna :)

Jeża (tak, ten worek z kreskami to jeż) dostałam w pierwszym Atlasie zwierząt,
autograf u góry w książeczce
Ogarnij mieszkaniea ten po lewej w Czyimś Tacie.
A na pewno muszę kupić jeszcze jeden komiks, którego nie kupowałam do tej pory, bo nie wiem, co. No i doszły mnie słuchy, że kroi się bardzo powoli kolejny, na którego baaaardzo pazernie zacieram łapki ;)

Czy zatem szkoda mi pieniędzy na to wszystko? Zdecydowanie nie - to chyba jasne. Wydałam ich całkiem sporo. Zrobić z nimi mogłam przecież rzeczy przeróżne! Ale wiem, ile kosztuje człowieka stworzenie czegoś własnego. A kiedy dodatkowo jeszcze zdaję sobie sprawę, że żyje tylko z tego, co tworzy, nie jestem w stanie danego artysty nie wspierać, jeśli naprawdę bardzo, ale to bardzo doceniam to co robi. Gdyby tych wszystkich artystów nie wspierano w żaden sposób, wiele byśmy z pewnością stracili, zatem nie ma co skąpić. W tym przypadku komiks to tylko pięć złotych. Jeśli zamiast tego miałabym kupić piwo, to wolę komiks. Przynajmniej do niego mogę zawsze wrócić - a robię to bardzo chętnie :) Myślę, że warto takie wsparcie okazywać. Ta twórczość przecież jest dla odbiorcy. Niechże więc się taki odbiorca odwdzięczy w jakiś sposób :)


A teraz jeszcze tylko drobne zejście z tematu:

Podsumowanie października + plan książkowy na przyszłość w ogóle oraz kupka listopadowa.
W październiku udało mi się przeczytać Bezsenność w Tokio Marcina Bruczkowskiego oraz Kroniki Jakuba Wędrowycza Andrzeja Pilipiuka. Biorąc pod uwagę, jak niewiele mam na czytanie czasu oraz tempo, w jakim to czynię, uważam, ze to bardzo dobry wynik. Ponadto od ostatniego posta książkowego ruszyłam także trochę z czytaniem Miecza przeznaczenia Andrzeja Sapkowskiego, ale raczej mi idzie wolno, bo nigdzie się nie spieszę. Delektuję się swoją ukochaną lekturą i światem, który jest najbliższy memu sercu :)
Na mojej liście z zeszłego miesiąca powinny zatem zostać:
Miasto śniących książek, Czarnoksiężnik z Archipelagu, Miecz przeznaczenia, Tatami kontra krzesła.
Dwie zostają, a dwie odkładam na później. Próbowałam dać im szansę, ale coś mi mówi, że to po prostu nie jest ich pora. Zapewniam jednak, że do nich jeszcze wrócę. Bardzo niedługo ;)
Jak zatem wygląda moja lista? Mam teraz pewien na to wszystko "plan". Aby to nie było takie bez ładu i składu postanowiłam mieć jakieś wytyczne co do listy książek. Lista będzie się składała z pięciu pozycji i ewentualnego niedokończonego niedobitka z poprzedniego miesiąca. Jako że chciałam przeczytać 100 pozycji proponowanych przez BBC (chociaż jakoś okrutnie mi się do tego nie pali, bo przede wszystkim chcę czytać to, na co mam ochotę. Ale klasyki także warto znać!) i 50 najlepszych książek fantasy i SF według WP (pora się trochę otworzyć też na SF), poświęcam książkom każdej z tych list po jednym miejscu na swojej własnej liście miesięcznej. Do tego jedna książka związana z Krajem Wschodzącego Yena i dwie powodowane własnym widzi-mi(-)sie. Kołatała się przez chwilę w głowie myśl, żeby jedna z tych pozycji była książką nie-fantasy, ale doszłam do wniosku, że oczekuje na mnie za dużo książek tegoż typu, więc nie będę tego odwlekała jeszcze bardziej :) Zatem kupka listopadowa prezentuje się następująco:

  1. Alice's Adventures in Wonderland oraz Through the Looking Glass and What Alice Found There - Lewis Carroll. (Książka wygląda potężnie, ale to dlatego, że w bibliotece znalazłam wersję angielską jedynie w zbiorze wszystkich prac tegoż autora) [100 najlepszych wg BBC]
  2. Hyperion - Dan Simmons [50 najlepszych fantasy i SF wg WP] 
  3. Tatami kontra krzesła. O Japończykach i Japonii - Rafał Tomański - nadal wytrwale na liście :) [pozycja związana z Japonią]
  4. Prawa i powinności - Karina Pjankowa [moje widzi-mi(-)sie]
  5. Kot w stanie czystym - Terry Pratchett, Gray Jolliffe [moje widzi-mi(-)sie] (dopiero teraz zauważyłam, że ta książka jest rebelsko do góry nogami tytułem na grzbiecie. Od razu widać, że o kotach traktuje!)
  6. NIEDOBITEK - Miecz przeznaczenia - Andrzej Sapkowski
Muszę przyznać, że dużo lepiej idzie mi czytanie bez nadwyrężania czasu na naukę od kiedy o tym wspominam na blogu, a to bardzo dobry znak. Trzeba ograniczyć tego paskudnego Facebooka do minimum!

Share this:

CONVERSATION

2 komentarze:

  1. "Kot w stanie czystym" to maksymalnie godzinka czytania, więc śmiało. Polecam, można się pośmiać i odprężyć między nauką, a nauką. :) Co do "artystów", nie jestem przekonana czy wszystkich należy wspierać. Na pewno trzeba raz na jakiś czas dać "zdrowemu rozsądkowi" wolne i kupić sobie to, co się lubi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie faktycznie godzinka czytania, jeśli się czyta sensownie. Ja naprawdę czytam najwolniej jak się da. Gdyby ktoś mnie nie znał, to pewnie by pomyślał, że w tramwaju albo czytam po każdej literce z osobna albo zasnęłam z otwartymi oczami nad książką XD
      Mówię o artystach, których faktycznie obserwujemy i doceniamy :) No i, oczywiście, nie oddam też Demowi wszystkich moich pieniędzy, gdybym miała to zrobić, to pewnie miałabym już od niego wszystko, ale nie specjalnie nawet chcę, więc spokojnie. Ja już mam plan zakupów dla siebie na przyszłość :D Poza tym, jeśli mówię o tego typu twórczości, to przecież właśnie kupuję to, co lubię! Zobaczyć w ciągu paskudnego dnia jakiś pasek od Dema czy Cyanide&Happiness to takie trochę światełko, można się uśmiechnąć i wrócić do brzydkiej rzeczywistości :3

      Usuń