16 kwietnia 1988 roku.

*SPOILER ALERT* - mogę rzucać od czasu do czasu spoilerami. Nierównym bowiem jest w ocenie ludzi, gdzie spoiler się zaczyna, gdzie kończy. Ostrzegam więc na samym wstępie :) Tutaj szastam spoilerami z filmów Grobowiec świetlików oraz Mój sąsiad Totoro. Nie jestem dobra w skrótowym opowiadaniu fabuły, uprzedzam, ze nie piszę też recenzji zbyt często, ale czemu mam nie próbować? Przede wszystkim chcę tutaj przedstawić swoje odczucia po oglądaniu filmów :)
(Spoilery otoczyłam wytłuszczonym, czerwonym ostrzeżeniem, ale dla pewności jeszcze przekreśliłam, bo ludziom, którzy mają skłonności do autodestrukcji przez podglądanie spoilerów trudniej będzie kuknąć, co tam jest napisane, a jeśli ktoś będzie chciał przeczytać, bo film już widział, to też nie powinien mieć z tym trudności)



16. kwietnia 1988 roku w Japonii pojawiły się dwa nowe wówczas filmy z oferty Studia Ghibli. Mnie, przyznam szczerze, kiedy dowiedziałam się, że te dwa filmy wyszły jednocześnie, bardzo to zdziwiło. Po oglądnięciu Mojego sąsiada Totoro po raz drugi (bo oglądałam go dwa lata wcześniej po raz pierwszy), tym razem po Grobowcu świetlików, w sumie zdałam sobie sprawę dlaczego stało się tak, a nie inaczej. Chyba dlatego... Tak tylko przypuszczam ;)

Grobowiec świetlików od zawsze przez wszystkich, którzy mieli z nim do czynienia był mi przedstawiany jako dzieło niesamowite, zachwycające, rzucające wręcz na kolana. Dlatego też z takim podejściem zaczęłam go oglądać - spodziewałam się czegoś naprawdę wyjątkowego, nieprzewidywalnego, zaskakującego. To był jednak, niestety, błąd, bo z takim podejściem nie powinnam była się za to zabierać. *SPOILER* Już na samym początku zdradzone zostaje nam zakończenie filmu, co rozwiewa wszelkie złudne nadzieje optymistów, którzy mogliby liczyć na happy end. No cóż, spotkałam się z takim zabiegiem i w książkach, na to nie narzekam - to chyba dobry początek. Od razu daje nam znać, co jest grane. */SPOILER* Bohaterami filmu są chłopiec Seita i jego mała siostrzyczka Setsuko, dzieci żyją podczas II wojny światowej. *SPOILER* Po tym, jak ich matka umiera, zamieszkują u ciotki, z którą często się kłócą, postanawiają się wyprowadzić i zamieszkać sami w opuszczonym miejscu na uboczu od wioski, nad wodą. */SPOILER* Co ważne - zaznaczę - to nie jest tak, że film nie podobał mi się w ogóle. Takie wrażenie można odnieść kiedy się czyta to, co napisałam na początku, ale jest to wrażenie mylne. Film uważam za naprawdę warty uwagi i pochwały, jednakże nie uważam, że jest arcydziełem, czy coś w tym stylu. Nie brak tam scen naprawdę pięknych, poruszających, łapiących za serce, jak na przykład ta z tytułowym grobowcem świetlików. Mimo to, jest jednak coś, co sprawiło, że nie byłam zachwycona. Nie wiem, ile chłopak miał lat, ale mnie wyglądał na takiego w wieku 15-16. Może coś mi umknęło, jeśli tak, to proszę dać znać, może wówczas moje negatywne nastawienie ulegnie zmianie. To, co mi się naraziło to fakt, że, według mnie Seita zachowywał się chwilami naprawdę obrzydliwie nieodpowiedzialnie. *SPOILER* Nie uważam się za specjalistkę w sprawach wojennych, ale nie mogę uwierzyć, że nie mógł zrobić nic, by przestać być takim właśnie "pasożytem", jak o nim ciotka mówiła. Ludzie postawieni w trudnej sytuacji życiowej także dojrzewają nieco szybciej niż ci, którzy nie są zagrożeni żadnymi problemami, patologią, czy wojną dookoła. To sprawia, że oczekiwałam os bohatera trochę więcej odpowiedzialności za siebie i siostrę. Jeżeli już widział, że jest bardzo źle, nie potrafię zrozumieć, co sprawiło, że nie chciał wrócić do domu ciotki. Nie wyrzuciła ich ona przecież, sami od niej odeszli. Inna sprawa, że nie bardzo ich tam chciała, ale skoro przyjęła ich na początku, zakładam, ze przyjęłaby ich także ponownie. */SPOILER* Film uważam za naprawdę bardzo dobry i gdyby nie ta jedna rzecz, która sprawiła, że byłam zdenerwowana na głównego bohatera, pewnie określiłabym go jako jeden z lepszych tworów Studia Ghibli. Chociaż.. Sama nie wiem. Nie jestem zapaloną fanką filmów wojennych. Nie jestem fanką filmów wojennych w ogóle. Nie znam się na historii, nigdy nie było łatwym dla mnie przyswojenie jej,  jeśli udało się czegoś nauczyć, to bardzo szybko zapominałam. Pewnie dlatego też inne filmy studia podobały mi się dużo bardziej.

I teraz na scenę wchodzi Mój sąsiad Totoro. I tutaj czułam się nieco skonfundowana. Dwa lata temu oglądałam ten film, bo przecież zachwyt nad Totoro w Internecie osiąga apogeum, a opinii pozytywnych o tym filmie jest ogrom. Horda Totorów spogląda na nas z ekranów w postaci gadżetów, artów itp. a na ulicach w różnych krajach (znów ta Japonia?) da się nieraz uświadczyć wielkiego Totoro z parasolką stojącego koło przystanku na ulicy. Czy to sztuczną figurkę, czy człowieka w przebraniu. Po oglądnięciu filmu natomiast nie wiem za bardzo, co myśleć, bo tak na dobrą sprawę, wydarzyło się tam w sumie... nic. Myślałam przez chwilę, że to może ja? Ale mój mężczyzna, z którym to oglądałam (i 2 lata temu, i w tym roku) potwierdził moje zdanie. Rozmawiałam też z kilkoma osobami i tak samo, słyszałam opinię o tym, że film animowany o Totoro jest naprawdę niesamowicie uroczy, ale - jak to ujęła ładnie moja siostra - "fabułaless". Czy tak jest faktycznie? Mei i Satsuki przeprowadzają się z ojcem do domku na wsi. Ich mama jest w szpitalu, podobno świeże, wiejskie powietrze ma jej pomóc w zwalczeniu choroby. Doszły mnie słuchy, że w tym miejscu można już uznać, że jest to historia trochę wzorowana na tej samego Miyazakiego. Jego matka miała gruźlicę i on także przenosił się na wieś. To już w pewien sposób daje nam do rozumienia, że jednak coś w tym siedzi głębiej.
Co jeszcze warto podkreślić - ukazany zostaje całkiem inny model rodziny niż ten tradycyjny w Japonii. Nie ma w domu matki, która zajmuje się wszystkim - domem i rodziną. Wszelkimi obowiązkami, a także pracą, musi zająć się ojciec. Starsza córka, Setsuki, pomaga mu, chociaż sama także ma obowiązki takie, jak szkoła. Najgorzej we wszystkim odnajduje się Mei. Kiedy ojciec pracuje, a siostra jest w szkole, dziewczynka się nudzi. Ponadto bardzo się martwi o stan zdrowia mamy.
Co mnie urzekło w tym filmie poza samymi niesamowitymi duszkami - Totoro, Kotobusem, tymi małymi pąplami, które wyglądają, jak miniaturowe Totoro oraz tymi maleńkimi kurzkami - to moment, w którym Mei opowiada siostrze i ojcu o tym, jak spotkała Totoro. *MOŻE BYĆ TRAKTOWANE JAKO SPOILER* Widać ten młodzieńczy zapał kiedy opisuje, jak wyglądały duchy. Początkowo ojciec i siostra się śmieją, twierdzą, że Mei się to przyśniło. Kiedy widzą jednak, że czuje się ona urażona oskarżeniami o kłamstwo, ojciec mówi, że w takim razie musiał to być duch lasu, który ukazuje się tylko dzieciom. Postanowił także, że należy pójść i mu podziękować za opiekę nad dziewczynką. Poruszyło mnie to bardzo. Może dlatego, że w Polsce to po prostu nie ma racji bytu. *SPOILERÓW PRZYPUSZCZALNYCH KONIEC*
Można uznać, Mój sąsiad Totoro był nieco osłodą po tym, co zafundował widzom Grobowiec świetlików. Swego rodzaju oczyszczenie, rozluźnienie. Historia o niebo szczęśliwsza i taka, która - wygląda na to - ma zadatki na happy end. Tego też czasem w życiu przecież trzeba.

Ocena filmów według Iwonki:
Grobowiec świetlików - 7/10 - z przyczyn wyżej wspomnianych
Mój sąsiad Totoro - 8/10 - nie jest tak źle z tą fabułą, ale też szału nie ma :)

Share this:

CONVERSATION

6 komentarze:

  1. Grobowca nie oglądałam, ale chętnie obejrzę w najbliższym czasie. A Totoro uwielbiam i absolutnie rozumiem zachwyt internetów. Jak patrzy na Ciebie z obrazka takie wielkie Totoro, takie skrajnie ambiwalentne i bez żadnego wyrazu paszczy, to po prostu nie można się nie zachwycać. No i kotobus, no weź - nie można :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ oczywiście. Ale przyznasz, że fabuły jest niewiele. Totoro jest powalający swą postacią sam w sobie, chociaż przyznam się bez bicia, że jakby przyszło mi wybierać, to oczywiście wybrałabym NEKOBASU!!! :D

      Usuń
    2. Tylko właśnie internetom nie chodzi o fabułę, a o postaci i obrazki. :) No przecież "nekobasu" :D

      Usuń
    3. No tak, Internety i szaleństwo Totoro to jedna sprawa, filmowa fabuła to inna :D

      Usuń
  2. A do mnie jakoś postać Totoro nie przemawia. Duże, szare, włochate jajko z uszkami? Hmm... Nie. :) Ale z kolei samo anime jest bardzo odprężające - można się przy niem przespać i odpocząć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakże, bardzo odprężające. I urocze :) Mi się Totoro naprawdę spodobał. Do tej pory zresztą najlepsza ocena ;)

      Usuń