Zima mi już nie grozi

W ciągu zeszłego tygodnia Poczta Polska dostarczyła mi w kupie różnorakie precjoza, które wcześniej zamówiłam przez Internet i ucieszyła mnie tym tak, jak to potrafią uczynić prezenty pod choinkę na Boże Narodzenie. Sprezentowałam sobie zegarek. Powód miałam dość błahy - od jakiegoś czasu muszę chwilowo korzystać z telefonu, którego bateria nie jest wytrzymała i działa sensownie przez pół dnia. W związku z tym czasem wychodzę z domu bez telefonu, a nie lubię nie mieć pojęcia, jaką mamy godzinę w danej chwili, staram się pilnować, by mi czas nie uciekał na rzeczach bezsensownych. Poza tym, był przepiękny i nie mogłam się oprzeć ;) Następnie wreszcie przyszedł do mnie komiks zamówiony w przedsprzedaży, co także było miłym wydarzeniem, bo czekałam na niego odkąd został ogłoszony, ale o tym chcę w przyszłości wspomnieć w oddzielnym poście :) I na koniec...



Radość największa przyszła w momencie, kiedy otrzymałam upragnione włóczki, do sporządzenia tego szalika dzierganego rękami, o którym wspominałam niemal dwa tygodnie temu w poprzednim poście. Niedługo bowiem po jego napisaniu doszłam do wniosku, że warto sobie stworzyć mięciutki i cieplutki szaliczek na zimę, więc wyruszyłam do miasta... Jasła. Skończyło się na tym, że jeżeli jakikolwiek sklep miał w ofercie włóczki, to najgrubszą był Puchatek, który pomimo wagi 100 gramów na 147 metrów, nadal ma splot dość ciasny i wypada w całym tym projekcie dość cienko, zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Ponadto kolory w ogóle mnie nie zachwyciły, więc ani się przez chwilę nad Puchatkiem nie zastanawiałam.
Z pomocą, jak zwykle przyszedł THE MIGHTY INTERNET.

Zamówiłam zatem dwie włóczki Combo HiMALAYA w kolorze ecru. Jej skład to 50% wełny i 50% akrylu, więc nie jest całkiem sztuczna, będzie ciepło. Lekko podgryza, ale idzie się przyzwyczaić :) Splot jest nieco grubszy od drugiej włóczki, waży 100 gramów i mierzy sobie 40 metrów. Kolor mi się niesamowicie podoba :) Dlaczego z dwóch, kiedy na stronie mowa była o czterech? Chciałam mieć komin po prostu do włożenia przez głowę bez okręcania go wokół szyi. Taki mi bardzo odpowiada, więc postanowiłam dać temu szansę. Kolejna para włóczek to mój ukochany (odkąd zobaczyłam w rzeczywistości małe włóczki, o których pisałam ostatnio) YarnArt. Tym razem jest to YarnArt Alpine, tutaj ze składem jest nieznacznie gorzej, bo wełny mamy 45%, a akrylu 55%, jednakże różnicy w sumie nie odczuwam, więc nie ma co narzekać ;) Ona ma splot niewiele cieńszy niż Combo HiMALAYA, jednak waży 150 gramów przy 103 metrach długości. Co podkreślę w obliczu zdjęć, które wyszły, jak wyszły - włóczka, którą zamówiłam, ma kolor FIOLETOWY (bo fiolet uwielbiam ponad wszelką miarę). W rzeczywistości kolor ma mocny fioletowy, jak jedna z tych małych z poprzedniego posta. Jeśli kogoś bardzo trawi ciekawość, to dodam, ze numer koloru to 338 :) Do tego stwierdziłam, że mogę sobie dokupić zestaw igieł dziewiarskich i sobie będą egzystowały gdzieś w do tego przeznaczonym miejscu, kiedy przyjdzie ich czas :)

Zrobienie komina z Combo HiMALAYA zajęło mi około 45 minut. Musiałam początkowo nabrać trochę wprawy, a poza tym, pokłóciłam się troszkę z włóczką na początku i musiałyśmy dojść do porozumienia. Wszystko skończyło się dobrze :) Gotowy kominek z dwóch włóczek mogę zaprezentować na dachu budynku w dawnym krakowskim getcie:


Fioletowy szalik również robiłam 45 minut po tym, jak znów się pokłóciłam z włóczką po trzecim rzędzie i musiałam to rozsupłać wszystko i zacząć od nowa. Jednakże w tych czterdziestu pięciu minutach po zakopaniu topora wojennego jeszcze raz musiałam pozbyć się ostatniego rzędu, bo źle sobie wyliczyłam i nie miałabym jak zakończyć, więc musiałam się cofnąć i zrobić wszystko, jak należy. Zakończyło się to moim sukcesem i pięknym szaliczkiem. Ten natomiast jest dość długi i muszę go okręcać trzy razy wokół szyi, żeby się nim dobrze opatulić. Podoba mi się, jednakże jeden minusik ma - coś tak czuję, że pasował będzie najlepiej tylko do czarnego, zimowego płaszczyka. Ale zobaczymy. Trzeba podkreślić po raz kolejny, ze na zdjęciach wydaje się być ciemnoniebieski, nie fioletowy. Znów w tle możecie podziwiać krakowską Galerię Kazimierz ;)



Nie radzę jednak siedzieć zbyt długo z rękami uniesionymi podczas klecenia tych szalików, bo takie ilości włóczki potrafią ciążyć na rękach i potrafiło mnie to dosyć męczyć. W dodatku kiedy robi się szalik z tej dłuższej włóczki, ciągle się to gdzieś poniewiera. W pierwszym przypadku warunki miałam w miarę dobre, bo miałam do dyspozycji stolik. Niski co prawda, ale nadal jakąś to podporą było. W przypadku drugiego szalika było gorzej, bo wyczarowywałam go podczas siedzenia na łóżku, bez oparcia i podpory pod rękami innej niż moje kolana. Ale udało mi się, więc jestem z siebie dumna :)
Same włóczki dotarły do mnie koło południa w poniedziałek, a sporządziłam je już we wtorek, ale przez wyjazd chwilowy do Krakowa i lekką opieszałość mojego mężczyzny w zrobieniu mi zdjęć publikacja posta opóźniła się aż do niedzieli. No cóż, na przyszłość będę bardziej krzyczała i zaganiała do pomocy ;)

Skoro już pisałam o zegarku, to nim także się pochwalę:





A na koniec zakładka, którą sobie sporządziłam sama. Jako że wszelkie opowiadania o wiedźminie Geralcie, bardzie Jaskrze, czarodziejce Yennefer i Lwiątku z Cintry są niezwykle bliskie mojemu sercu, stwierdziłam, że powinnam mieć jakąś zakładkę, która by do tego pasowała. Są to bowiem powieści do których można wracać przez całe życie, więc w przyszłości, jestem tego pewna, przeczytam je wszystkie jeszcze wiele razy :)


Początkowo planowałam Geralta z Rivii w kolorze, ale po narysowaniu go ołówkiem wolałam nadać mu oszczędnych cieni i pozostawić takim, jaki jest. Podoba mi się w ten sposób. Ale coś czuję, że zakładek wiedźmińskich będzie więcej!
Zakładek do książek różnego rodzaju mam już tabun i sama nie wiem, co z nimi robić, a w planach mam jeszcze kilka sobie sama zrobić. No ale - jestem człowiekiem, któremu wszystko musi PASOWAĆ. Zarówno jedzenie, które spożywam, ma pasować do koloru naczynia, w którym się znajduje, jak i zakładka musi pasować do tematyki i atmosfery książki, w której ją umieszczę. Takie moje widzi mi się. Zdarza się ;)


A co z Wami? Macie jakieś projekty w planach albo w trakcie tworzenia? Czy może już coś wykonaliście i tryskacie dumą? Zachęcam serdecznie do chwalenia się! :)

Share this:

CONVERSATION

5 komentarze:

  1. Bardzo ładne zdjęcia, ciekawe kto je popełnił? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam takiego jednego zaprzyjaźnionego dobrego fotografa, Pana Misia ;3

      Usuń
  2. Zegarek jest bardzo przepiękny - jak ja takie lubię! :) Wiktor mi pospojlował, że dziergasz rękami - WOW! Musisz mnie nauczyć, bo kominy wyglądają nieziemsko <3 weź zrób sobie jakiś widget/ fanpage/ cokolwiek żeby można było Cię obserwować! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne i praktyczne :D Chociaż nadal nie mogę się przyzwyczaić, że mam godzinę pod ręką (czy raczej na ręce) i nie do końca korzystam z wszelkich jego dobrodziejstw :D Na pewno odezwę się w sprawie szalików! :)
      Jeśli chodzi o fanpage, to myślałam o tym i pewnie faktycznie taki założę, ale trochę się obawiam, że mogę nie wyrabiać z obsługiwaniem tego wszystkiego przy natłoku pracy. Ale postaram się, najwyżej blog będzie rozkwitał w okresach wakacyjnych, a w czasie rok akademickiego będzie sobie spokojnie powoli egzystował :D

      Usuń