Czego świat jeszcze nie widział...

Jak nie trudno się domyślić - tworzyłam różne piękności jeszcze przed założeniem tego bloga. Historia nie zaczęła się przecież dopiero wtedy. Właśnie dzisiaj przyszedł ten czas, w którym chwalę się tym, co do tej pory zrobiłam. Nie jest to, oczywiście wszystko, bo tego nie jestem w stanie zrobić, ale na pewno pokażę wam to, z czego jestem naprawdę dumna, więc zapraszam do czytania!
Mój mężczyzna na opancerzonym słoniu z laserami na kłach :)Zdjęcie słonia randomowo wyguglowane.


Zastanawiałam się przez jakiś czas od czego zacząć, na czym skończyć i...szczerze mówiąc to też, czy to ma w ogóle jakieś znaczenie. Doszłam do wniosku - niech będzie W MIARĘ po kolei.

Rysunek:
Bo to było pierwsze. Jak jajko... kura.... po prostu dinozaur.
Zaczęłam od rysowania i w sumie to ćwiczyłam najdłużej, chociaż przyznam się bez bicia, że ostatnio tę formę hobby zaniedbałam i trochę mi przykro, kiedy o tym myślę. Faktem jest - rysuję coś codziennie, ale raczej są to królicze dupki na notatkach w trakcie zajęć. Na pewno jednak chcę się pochwalić dziełem mojego życia! A raczej dwoma. Niestety zdjęcia są małe, ale przeczyściło mi komputer i nie mam już porządnej wielkości zdjęć tychże prac. Mimo wszystko daję, co jest i mam nadzieję, że nawet to będzie przyjemne dla oka :)

Po lewej rysunek stworzony kiedyś w szkole z nudów. Po prawej sraka Soraka z LoLa. Gry samej w sobie nie trawię, ale trzeba im przyznać, że niektóre arty są przepiękne. Ćwiczenie rysowania kredkami ;)

Arcydzieło mojego życia - 14 dni, całość robiona cienkopisami. Prezent dla mojego mężczyzny :) Wzorowane na własnym zdjęciu.

Prezent osiemnastkowy dla przyjaciela! Królowa Regina Spektor, każdy rysunek z innej piosenki, każda piosenka z innej płyty :) Także dzieło (czy dzieła?) mojego życia!

Kartka urodzinowa, też na osiemnastkę, dla tego samego przyjaciela. Bob Robb Stark.


Fotoszopek-wektorek-tableciorek
Pracowałam przez chwilę też na Photoshopie. Tworzyłam jakieś takie wektorki drobne, coś na wzór rysunku realistycznego bardziej, który z realizmem wiele wspólnego nie ma, ale mimo wszystko, to oko jest pierwszą pracą, którą zrobiłam na tablecie (!), więc jestem z niej cholernie dumna, serio.

Trampek, wektor :)
Pierwszy rysunek na tablecie, z którego jestem bardzo dumna. Później już na tablecie robiłam niewiele, niestety.

Do tego też trochę takich sobie po prostu na tablecie babranie pędzlami :)


Po lewej Misie dwa, po prawej taki sobie jupkuś po prostu :)

Szycie na poziomie bardzo niskim:
Później przyszło szycie. Ręczne, oczywiście, bo moja mama nie chciała mnie uczyć szyć na maszynie, bo uważała, że tylko szyć już będę i nic innego poza tym (chodziło, oczywiście, o naukę, jak to zwykle), ale na złe nie wyszło. Sama w końcu złapałam maszynę i coś próbowałam na niej zrobić. Przeszyłam do prawda spódnicę i gatki do spania, ale to zawsze coś XD
Na przestrzeni kilku lat uszyłam chyba nawet mnogość pluszaczków mało skomplikowanych (jakaś taka mała kostka rubika z kawaiikowym... uśmieszkiem, jakieś ciacho itp. Nic bardzo skomplikowanego i nic wytwornego, pełno błędów i tak dalej). Wszystko to gdzieś poprzepadało, bo raczej dawałam to w prezentach niż zatrzymywałam dla siebie. Jest jednak jeden Miś, który mi pozostał. Dałam go na pewne urodziny mojemu mężczyźnie i pomimo tego, że jest krzywy, już musiałam go ponownie zaszywać i nogi wykręcają się w którą stronę chcą, to jestem nim zachwycona. Przede wszystkim dlatego, że nie robiłam go z żadnego wykroju, sama wszystko sobie wymyśliłam. Do tego szyłam to ręcznie bardzo długo. A po trzecie - kwintesencja - TEN MATERIAŁ. I kto by pomyślał, że zrobiłam go ze słoniowego rozmiaru spodni typu piżama znalezionych na szmatach w dniu, kiedy wszystko było za złotówkę za sztukę? Czerwony materiał to dzianina, dlatego trochę ciężko było z szyciem ręcznym, ale podołałam i stworzyłam Pana Misia, który po dziś dzień siedzi na półce nad łóżkiem i dynda mi stópkami nad twarzą :)

Przód i tył. Może nawet widać te straszne szwy białe gdzie tylko łączą się kawałki materiału :D Ale i tak razem kochamy Pana Misia :)

Spójrzcie tylko w te poczciwe, guzikowe oczy! :3

Z tych dwóch materiałów (zachwyt tym połączeniem mnie opanował i zaćmił na wszelkie inne połączenia kolorystyczne, haha) + białego jakiegoś na podszewkę skonstruowałam sobie także piórnik, z którego nadal korzystam, chociaż teraz już raczej trzymam w nim jakieś bezpańskie nici, które normalnie walałyby się bezładnie po pokoju, odkąd używam piór zamiast długopisów.  Też go bardzo lubię, więc się chwalę:


GUZIIIKIIII!!!

Nawet przypomniała mi się kolejna rzecz, którą uszyłam (ZNÓW TO SAMO POŁĄCZENIE!!!). Legowisko dla szczurki Stefki :) Szczur w środku, jak się łatwo domyślić, mojej roboty już nie jest (IKEOWY), ale idealnie ukazuje, że na Stefkę łóżeczko było takie w sam raz. Z czasem je poprawiła po swojemu, obżarła całe aż przestało być zdatne do użytku. Najlepsze było to, że korzystała z niego... podwójnie. Sikała zawsze tam, gdzie spała, więc jak nasikała sobie w łóżko, to przewracała je na drugą stronę. Sprytna bestia :D





Lepianki:
Brzmi jak domki z kupy (jak to uczy nas Mała Książka o Kupie), ale nie. Kiedyś przyszedł dzień, w którym stwierdziłam, że chcę lepić. Poszłam do empiku - bo w Jaśle nigdzie indziej glinek modelarskich raczej nie uświadczysz - i kupiłam sobie. Jakaś dziwna firma, której nie pamiętam, opakowanie kosztowało 10 zł, kupiłam jedną (glinkę, nie firmę) w kolorze białym, drugą terakotę. Terakota została zmarnowana cała i zaniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach (coś mi mówi, że Mamusinator...), kiedy była w trakcie "budowy". Przyznam jednak całkiem szczerze, że żal mi jakoś nie było, chyba z góry skazałam to na porażkę.
Zanim jednak do tego doszło ulepiłam takie oto cudeńko:

Przód, bok, tył - jak się nie trudno domyślić,
+ creepy face w zbliżeniu :)

Jeżeli ktoś już oglądał film Mój sąsiad Totoro stworzony przez Studio Ghibli i legendarnego Hayao Miyazakiego, to na pewno tytułowego stwora poznał. Jeśli nie, to przewinie się za tydzień lub dwa w drugiej recenzji dotyczącej kolejnych dwóch filmów tegoż studia :)
Trzeba mi wybaczyć kiepskie zdjęcia i okropną scenerię - nie miałam wtedy dobrych warunków i zbyt wiele czasu.
Wiem, wiem, brakuje mu parasolki. Od lat jest w trakcie tworzenia (bo stworzyłam go ze 2-3 lata temu!), więc podejrzewam, że niedługo może ją dostanie w końcu! Wtedy się na pewno pochwalę pełnym już Totorkiem ;)
Ale już mam zakupionych kilka kolejnych glinek (tym razem to drogie cholerstwo - FIMO). Sądzę, że dam im szansę w wakacje :) (chociaż co z tego wyjdzie - zobaczymy. Planów jest przecież tak wiele, a wakacje są cholernie krótkie!)

NOTESIKI
Jako fanka planowania dnia i najbliższej przyszłości oraz nemo, które co chwilę o czymś zapomina, zawsze lubię mieć pod ręką kalendarz. Moimi ulubionymi są te akademickie, od września do lipca/sierpnia. Są dla mnie wygodniejsze, biorąc pod uwagę tryb życia akademicki właśnie ;)
Nie zaczęłam jednak z grubej rury, bo to chyba nie należy do dobrych pomysłów. Mimo wszystko stworzyłam mały notesik z kartek z bloku do akwareli - uwielbiam papier tego typu w notesach, poza tym, chciałam na głównej stronie narysować coś, co później planowałam maźnąć akwarelą właśnie (maźnąć, a nie namalować, bo malować to ja tymi farbami kompletnie nie umiem, chociaż bardzo chcę) - do tego twardsza okładka - przyznam szczerze - nie pamiętam z czego, oklejona materiałem (dobranym niefortunnie, bo średnio mi się na nim malowało i zbiera kłaki..). Taki mały notesik z malunkami odręcznymi sprezentowałam mojemu mężczyźnie pomimo wielu wad, jakie posiadał (notesik, nie mężczyzna!). Uważam, że pomimo tego, że była to próba, sprawdził się jako dobry prezencik - bardzo się zresztą spodobał :)

Środek nie powala, pokazuję rozmiar i kartki notesika :)

Ręcznie malowana okładka. Metariał był straszny. Arcydzieło z tego też nie wyszło, ale cóż... Mi się W MIARĘ podoba :)

Dedykacja na pierwszej stronie. Wzorowane na jakimś rysunku, który znalazłam dawno temu w Internecie.

Później stwierdziłam, że chcę mieć kalendarz zrobiony całkiem przez siebie. Skradłam naklejki Pusheena (i nie tylko) z facebooka i tworzyłam każdą stronę po kolei, w Photoshopie ewentualne obrazki. Później kolejne godziny spędzone na drukowaniu, następnie zszywaniu kartek, oklejaniu ich, aż wreszcie okładka, oklejanie jej materiałem i przyklejanie kartek do grzbietu. I już się czuję jakbym Pana nogi za nogi złapała, ale nagle słyszę głos mojego Ukochanego... "Czemu to tak krzywo przykleiłaś?".... Zdruzgotacji końca nie było. Aż się otrząsnęłam i pokochałam kalendarz pomimo tej wady. Służył mi bardzo dobrze, jestem nadal z niego bardzo zadowolona chociaż po raz kolejny nie mam w planach zabierać się za coś takiego, bo było to zbyt czasochłonne, a wolę poświęcić czas na tworzenie innego rodzaju rzeczy. Kalendarz z powodzeniem można teraz co roku kupić, bardzo ładny i porządny z resztą, a można też przecież tworzyć zwykłe notesiki, które nie ograniczają się jedynie do funkcji kalendarza ;) 

Okładeczka. Rozmiar A5, więc całkiem spory, ale nadal jestem z mojego własnego notesika dumna :)

Przykład jak wyglądały kartki oraz strona z miejscem na numery telefonu, adresy email itp. do ludzi różnorakich :) 

Co jeszcze lubię w kalendarzach? Zbieram w nich bilety z różnych miejsc i inne rzeczy, które przypominają mi o wydarzeniach, na których byłam itp.



Na górze bilety pociągowe z i do Warszawy, bilet do Muzeum Narodowego w Warszawie i bilet dobowy po Warszawie, a na dole bilet na występ Rakugo w muzeum Manggha w Krakowie :)

Malowanie
Zostawione na sam koniec dlatego, że nie mam nic do pokazania poza tym, jak umalowałam Totoro i okładkę notesika, o którym pisałam wyżej. Są rzeczy, które namalowałam, ale nie czuję się z nich już równie dumna, co rok, czy dwa lata temu (a poza tym, nawet nie mam jak im zrobić teraz zdjęć), więc pozwalam sobie to przemilczeć, ale zarazem obiecać, że historia z malowaniem jeszcze się nie skończyła i na pewno jeszcze się tutaj przewinie. Coś mi się nawet już po głowie krząta, jedynie potrzebuję nieco wolnego czasu :)
To by było na tyle z pochwał.
Teraz tylko dopiszę, że jeszcze zapraszam do siebie na Instagrama, gdzie pełno zdjęć Pacynki, ku uciesze królikomaniaków (albo ludzi, którzy nie są alergic to adorableness), a także chcę wziąć udział w wyzwaniu stworzonym przez Anię. Zaczynam zatem niedługo i zachęcam większe grono do wzięcia udziału w wyzwaniu! :)

Share this:

CONVERSATION

4 komentarze:

  1. Iwonka-artystka! Wiesz że jestem absolutną fanką Twoich rysunków i innych hand-made'ów! :3
    Pomysł z wklejaniem w dzienniczek wszystkich bileto-pamiątek genialny! W końcu wiem co zrobić z tym wszystkim co bez sensu wala się po półkach :D
    Chyba sama skuszę się na instagramowy challenge, mocno mojego instagrama zaniedbuję, może znajdę jakies ciekawe rzeczy do spamowania przez 30 dni xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Adunia mi słodzi :3
      Wklejanie wszystkich bilecików itp. do kalendarzy jest fajne, bo później ma się miejscami wypchany kalendarzyk, miło wrócić po czasie i zobaczyć, przypomnieć sobie. + jest pewność, że nigdzie nie zginą pamiątki :) Chyba, że ktoś wyrzuca kalendarze. Ja jako rasowy chomik nie wyrzucam. Kiedyś będę kartonami wynosiła. Ale jak pewnego dnia się ugnę i będę chciała wyrzucić, to na pewno najpierw zabiorę z nich wszelkie bilety, ulotki czy coś :) Oczywiście, kalendarz całkowicie zrobiony przeze mnie nigdy kosza nie ujrzy. Nie można tak traktować swoich osiągnięć :D
      Ja nie wiem jeszcze, czy zaczynam od dziś, czy może od jutra, w każdym razie jeszcze w ten weekend! Myślę, że to miły sposób na odświeżenie Instagrama i przy tym także na wykazanie się odrobiną inwencji twórczej przy tworzeniu kompozycji ;3 Ale chętnie zacznę razem z Tobą ;)

      Usuń
  2. Ten Twój cienkopisowy portret jest totally osom, gdybym tylko potrafiła narysować sobie portret, na którym byłabym choć minimalnie do siebie podobna, to ukradłabym Ci pomysł. Super, że bierzesz udział, już Cię tam podglądam na Insta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, ze gdybyś popróbowała, to by się udało :3 Chociaż w sumie to nie byłabym tak szybka w ocenianiu, ze jestem na owym portrecie do siebie podobna. Zawsze miałam wrażenie, że to ja, ale dlatego, że wiedziałam, że z mojego zdjęcia :D
      W kompozycjach jestem baaaardzo kiepska, więc jest to dla mnie spore wyzwanie! Będzie się nad czym w miarę artystycznie głowić przez miesiąc. Wracasz mi odrobinę życia, Kochana! :D

      Usuń