Początek przygody ze Studiem Ghibli

*SPOILER ALERT* - mogę rzucać od czasu do czasu spoilerami. Nierównym bowiem jest w ocenie ludzi, gdzie spoiler się zaczyna, gdzie kończy. Ostrzegam więc na samym wstępie :) Tutaj szastam spoilerami z filmów Nausicaä z Doliny Wiatru oraz Laputa - podniebny zamek. Nie jestem dobra w skrótowym opowiadaniu fabuły, uprzedzam, że nie piszę też recenzji zbyt często, ale czemu mam nie próbować? Przede wszystkim chcę tutaj przedstawić swoje odczucia po oglądaniu filmów :)
(Spoilery otoczyłam wytłuszczonym, czerwonym ostrzeżeniem, ale dla pewności jeszcze przekreśliłam, bo ludziom, którzy mają skłonności do autodestrukcji przez podglądanie spoilerów, trudniej będzie kuknąć, co tam jest napisane, a jeśli ktoś będzie chciał przeczytać, bo film już widział, to też nie powinien mieć z tym trudności - ależ jestem wspaniałomyślna, hohohoh!)


Jakiś czas temu już gotowałam się do oglądnięcia wszystkich filmów animowanych, które dało nam wspaniałe Studio Ghibli. Z pierwszym ich filmem zetknęłam się już chyba 9 albo 10 lat temu i byłam zachwycona. Zaczarował mnie niesamowitym światem, podczas gdy nie można powiedzieć, żeby postaci były powalająco piękne. Historia jednak nie pozostawiała dla mnie wiele do życzenia i pomimo upływu lat nadal uważam ją za niesamowicie piękną, niewymownie magiczną, gdzie ku dopełnieniu całości kultura i wierzenia japońskie wylewają się na widzów z ekranów i dają im pławić się w tej niesamowitej, czarodziejskiej atmosferze. Bardzo możliwe, że to właśnie dlatego po dziś dzień zostaje moim ulubionym filmem ze wszystkich, które to studio nam zaoferowało. Z czasem oglądnęłam chyba ze cztery kolejne, w tym jednego nie dokończyłam, a raczej nawet ledwo zaczęłam. Aż przyszedł dzień, w którym stwierdziłam, że chcę zobaczyć je WSZYSTKIE...
Nie tylko dlatego, że tamte mi się podobały. Uważam, że warto było to zrobić, bo jest to niesamowite źródło poznania kultury i wierzeń Japończyków, wydarzeń i problemów związanych z ich krajem. Ponadto filmy te często poruszają tematy związane z wydarzeniami, które nie dotykają tylko Kraju Kwitnącej Wiśni, a sięgają nieco dalej.
W chwili obecnej mamy dwadzieścia dwa filmy, większość z nich trwa koło dwóch godzin, więc daje nam to około czterdziestu czterech godzin... no właśnie, czego? By powiedzieć w wielkim uogólnieniu, że są to godziny przepełnione dobrą zabawą, czy totalną nudą - to słowa zbyt ostre z pewnością. Nie mogę przecież zaszufladkować ich wszystkich do kupy bez przyznania wyższości jednych nad drugimi w moich własnych odczuciach. Filmów do tej pory obejrzałam 18. Nie zdobyłam się jednak na obejrzenie Opowieści z Ziemiomorza w tegoż kolei z prostego względu - słyszałam, że powieści składające się na cykl o Ziemiomorzu autorstwa Ursuli Le Guin są naprawdę warte przeczytania, a o filmie słyszałam opinie mało pochlebne (w porównaniu do książki przynajmniej). Ponadto zawsze wolę czytać przed oglądaniem z prostej przyczyny - kiedy czyta się książkę po obejrzeniu filmu nie ma się takiej lekkości w wyobrażeniu sobie twarzy postaci. Są to kopie tych z filmów. To aktorzy, to postaci narysowane w filmie animowanym. A ponad to jeszcze - z tego, co mi wiadomo, film traktuje o wydarzeniach z trzeciego i czwartego tomu Ziemiomorza, a ja nie przeczytałam nawet trzydziestu stron tomu pierwszego. Nie ma to więc sensu. Nie przewiduję także żebym w przyszłości miała zdobyć więcej czasu do przeznaczenia go na czytanie, więc chyba będzie musiał ten film czekać na swoją kolej jeszcze bardzo długo. Wszystko w swoim czasie. I kolei. Wszystkie te filmy bowiem oglądałam w kolejności ich wydania (poza owym nieszczęsnym Ziemiomorzem). Teraz chciałabym, abyśmy skupili się na pierwszych "tworach" uważanego za geniusza Hayao Miyazakiego i pozostałych utalentowanych twórców.

Pomimo tego, że Nausicaä z Doliny Wiatru nie jest filmem zrobionym stricte przez Studio Ghibli, bo pojawiła się na rok przed jego założeniem, można go uznać za przynależącego. Był to pierwszy z filmów, oczywiście, za który zabraliśmy się razem z moim mężczyzną (oglądamy bowiem je wszystkie razem). Od samego początku zachwycił nas świat, w którym toczyła się akcja filmu, postapokaliptyczny, groźny, nieznany (jak to zwykle bywa w tego typu kreacji świata). Nasza tytułowa bohaterka zostaje nam przedstawiona jako dobra i bardzo odpowiedzialna za swoich ludzi dziewczyna. Wszyscy, oczywiście, ją uwielbiają i w ogóle wiele doń miłości i uwielbienia. Istnieje też, oczywiście, wielkie zło i wróg rasy ludzkiej - Puszcza pełna uroczych, grubych, ogromniastych robali. Wywiązują się wojny, skrywane tajemnice i wielki bohater, który ratuje dzień niczym Atomówki Townsville przed dobranocką. Mimo wszystko jednak muszę przyznać, że nie zachwyciło mnie to dzieło tak bardzo jak niektórych ludzi (co zaobserwowałam na FilmWebie). Miałam wrażenie, że fabule nieco brakuje. Standardowo - jak wyżej wspomniałam - jest ZŁO, przed którym trzeba ratować świat, a ludzie są tą krwiożerczą puszczą przerażeni. Nausicaä jest ideałem dobra, niemalże Matką Boską bez Jezuska, *SPOILER* próbuje ową puszczę chronić, dotrzeć do prawdy, ocalić świat... */SPOILER* Ja, przyznam szczerze, bardzo się starałam nie zasnąć na koniec filmu, więc po prostu przysypiałam, chyba niczego bardzo ważnego nie przegapiłam, wnioskując z tego, co mi później powiedziano. Przebudzałam się co chwilę, tak sobie pływałam między snem a jawą. Powiem szczerze, że zachwycona nie byłam, miałam poczucie zmarnowania niesamowitej koncepcji świata podanej mi na samym początku, bardzo zresztą obiecującej. Chociaż, jeżeli mam być całkiem szczera, sama nie wiem, czego więcej mogłabym od tego oczekiwać. Dobrze jest znać takie dzieło, jednak nie mogę powiedzieć, by historia ta zmieniła moje życie w jakikolwiek sposób. Ale nie mogę też powiedzieć, że zapominam o niej całkowicie. Jako że powstała na podstawie mangi autorstwa Hayao Miyazakiego, mam nadzieję ów komiks upolować i dać mu szansę. Może nawet kiedyś coś o nim napiszę...?

Kilka dni później zdecydowaliśmy, że już czas na kolejnego - jak to zwaliśmy - Ghiblucha, a mianowicie na film Laputa - podniebny zamek. Opowiastka ta była mi bardzo miła, radowała serducho. Jednak niedosyt pozostał... Poza tym, jeśli ogląda się po kolei (a jest to dobry plan!) to po oglądnięciu takich hitów owego studia jak Książniczka Mononoke, Ruchomy zamek Hauru, czy Spirited Away: W krainie Bogów, odnosi się wrażenie, że przy produkcji Laputy Ghibli jeszcze nieco raczkuje. Przerwano nam oglądanie aż trzy razy, w tym raz na pięć, czy dziesięć minut przed zakończeniem, ale przebrnęliśmy przez te trudności. Co muszę podkreślić - uwielbiam sposób, w jaki rysowane są starsze kobietki w większości filmów Ghibli. O ile uważam, że większość postaci przez to studio rysowanych wygląda mało atrakcyjnie dla oka, o tyle te starsze panie są zawsze cudowne. Jest w nich wiele charakteru, rysy twarzy przekazują nam bogatą mimiką wszystkie uczucia postaci. Tutaj także mamy do czynienia ze ZŁEM, jednakowoż jest ono trochę inne niż w poprzednim filmie. W poprzednim filmie wynikało to z tego, że ludzi puszcza skrzywdziła, było to zagrożenie dla ich życia, więc głusi na wszelkie informacje sprzeczne z ich światopoglądem, nadal zabijaliby te biedne wielkie robale. Tutaj zło leży u podstaw głębokiej chciwości, chęci wzbogacenia się. A przede wszystkim panuje tu ogromna żądza władzy. *SPOILER* Różne rodziny o tych samych korzeniach w filmie o Lapucie - a inne ich priorytety - prowadzą do konkretnego obrotu zdarzeń, który mnie, osobiście, dość przypadł do gustu, chociaż nieco wprawił w lekki smuteczek. */SPOILER* Co muszę przyznać - od samego początku widać, że to, co czytałam na temat rysowników tegoż Studia jest prawdą. Udało mi się przeczytać kiedyś, że od samego początku kładziono wielki nacisk na tło wydarzeń, obrazy są naprawdę niesamowite, nieraz nadają niesamowitej atmosfery danej sytuacji, radują oczy. Nie ma jednakże rysowników, którzy tak rysowaliby postacie, żeby można było powiedzieć i o nich, że zapierają dech w piersiach.
W Lapucie byłam zachwycona przyrodą, krajobrazem latającego zamku. Także roboty dla mnie wyglądały wprost niezwykle. Sposób ukazania piratów, ich zachowania *SPOILER* i oczyszczenie z wizerunku czarnych charakterów także */SPOILER* było przyjemne dla oka. Ogólnie historia była przyjemna, jednakże przewidywalna. To nie odbierało mi jednak wówczas radości oglądania, chociaż mam wrażenie, że teraz, po oglądnięciu wielu innych filmów, które wypadły znacznie lepiej, miałabym po tej animacji gorsze wspomnienia. Z tego względu obstawiam, ze jak oglądać, to w kolejności wydania - mniej rozczarowań nas czeka ;)
Powiązanie między dwoma filmami się nawet znalazło (szukam często tego typu rzeczy) - ten sam mały stworek, który polubił się z Nausicą i jej później towarzyszył ukazuje się nam w pięknych ogrodach latającego zamku Laputa.

Przebrnęliśmy przez pierwsze DWA filmy bezboleśnie i potrafiłam się w miarę opanować i nie zasypywać przesadnym natłokiem tekstu... PRZESADNYM, bo mało to ja tu nie napisałam. Wciąż jednak uważam to za niezwykle dobry znak...
Oceniłam zatem:
Nausicaä z Doliny Wiatru - 5/10 - bo naprawdę się później nudziłam!
Laputa - podniebny zamek - 6/10 - mogło być nieco lepiej. Zakończenie nam tutaj trochę zdechło...

Mimo wszystko serdecznie polecam oglądnięcie wszystkich filmów Studia Ghibli BEZ WYJĄTKÓW (oczywiście mówię o tych, które widziałam do tej pory - a nie oglądałam Ziemiomorza oraz trzech najmłodszych). Jest to bardzo miłe doświadczenie, a jeśli ktoś lubi animacje albo kulturę Japonii to jest to przecież przyjemność :) Mam nadzieję, że oceny filmów rzuconych na pierwszy ogień nie zniechęcają za bardzo!
Ogólnie listę wrzucam do zakładek z moimi akcjami. Wraz z postami będę dopisywała moje oceny :)

Share this:

CONVERSATION

2 komentarze:

  1. Ja oglądałam tylko dwa ich filmy. ...Totoro i Latający zamek... oba były do zakochania. Nie można japońskich animacji mierzyć naszą zachodnią, europejską miarą, bo to jest zupełnie inna estetyka. Tak czy inaczej, moim zdaniem są fantastyczne. Chętnie zobaczę inne. Podziwiam - 18 filmów to imponujące osiągnięcie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, na pewno warto oglądnąć wszystkie, bo faktem jest - to całkiem co innego niż filmy europejskie. Słyszałam, że lubisz szopy. Może w takim razie przypadną Ci do gustu "Szopy w natarciu" (ja wolę mówić o tym Pom Poko - tak też brzmiał angielski tytuł, który był po prostu skrótem długiego japońskiego - bo brzmi to przecudownie). Mnie, jeśli mam być szczera, ten film nie porwał jakoś szczególnie, ale coś w sobie miał ;)

      Usuń