Cel - 52 książki

Rzuciłam sobie sama rękawicę. W zeszłym roku, w związku z podchodzeniem do matury nie mogłam sobie czytać w nieskończoność, więc mój wynik w roku 2013 to 39 książek. W tym roku nie dość, że miałam studia filologiczne, które wymagały ode mnie dość systematycznej nauki, do tego poprawę matury, która dokładała mi jeszcze więcej nauki, a na koniec wakacyjny kryzys książkowy, to wynikiem tegorocznym na chwilę obecną są 33 książki. I obawiam się, że do wymarzonej liczby 52 nie uda mi się w tym roku dobrnąć, ale hej! Od czego są marzenia?
Dlaczego 52? Po jednej książce na tydzień w roku - po prostu :)
Pełną listę książek wrzuciłam sobie do zakładki moje "akcje" (jak znajdę bardziej adekwatną nazwę, to pewnie ją zmienię...), tutaj.
Pierwszymi pozycjami na tegorocznej liście są książki, które znalazły się tam przez kurs literatury estońskiej na moich studiach w ramach wykładu monograficznego, a za nimi smętnie wloką się 4 pozycje przeczytane w dobrej wierze na literaturę węgierską, którą porzuciłam dość szybko, bo nikt nie wymagał ode mnie, bym to czytała (MOGŁAM to robić, nie MUSIAŁAM), a literatura węgierska jest dla mnie jakaś taka okropnie smętna i w ogóle smutna, przygnębiająca, i odbierająca nadzieję na przyszłość. Następnie napłynęła fala książek, które dopadłam, bo długo nie miałam możliwości żeby czytać to, co czytać chciałam (ze względu na ilość lektur na liście na literaturę estońską, na liście jest tylko ich część czytana od stycznia do lutego, a kurs - a razem z nim czytanie - zaczął się we wrześniu) i tak się toczy i toczy literatura dla przyjemności.
Przyznam się bez bicia - znajduje się tutaj kilka pozycji tak niewymownie cienkich, że ciężko nazwać je przeczytaną książką - to przecież 8 minut czytania. Nie należę jednak do tych robotów, które czytają w zastraszającym tempie (jak mój mężczyzna). Po prawdzie należę do tych żółwików, które czytają niewymownie wolno. Mimo wszystko nie porzucam nadziei - wytrwale dążę przynajmniej do trzydziestu dziewięciu książek na moim liczniku tegorocznym. Jeśli nie będę mogła dotrzeć do zaplanowanych pięćdziesięciu dwóch, to niech przynajmniej wyrównam z rokiem 2013 albo chociaż przebiję o jeden ;) *MAM TAKĄ NADZIEJĘ*
W chwili obecnej mam nawet kilka książek, w trakcie których już się znajduję i do przeczytania dzieli mnie krok.. Albo ich setka. Ale to nadal już kilka kroków za mną! (jakoś niewymownie optymistycznie do tego wszystkiego podchodzę. O zgrozo!)
Kupka, którą będę męczyła w październiku wygląda następująco:



1. Miasto śniących książek - Walter Moers (polecone na grupach związanych z książkami na facebooku po tym, jak poprosiłam o polecenie książek w klimacie "Gwiezdnego pyłu" Gaimana i "Ruchomego zamku Hauru" Diany Wynne Jones). Póki co, jakoś mi się akcja nie chce za bardzo rozkręcić... Idzie mi ultra-wolno,
2. Bezsenność w Tokio - Marcin Bruczkowski - aktualnie przebywam w okolicach strony 130, chociaż zaczęłam tę książkę czytać jeszcze podczas pobytu w Bieszczadach, a czyta mi się ją względnie szybko (względnie, bo ja nigdy nie czytam faktycznie szybko. Tę czytam szybko jak na mnie). Głównie dlatego, że w pewnym czasie przypadła do gustu mojemu mężczyźnie, więc mi ją zachachmęcił i musiałam czekać aż skończy. Nie walczyłam, bo - jak wcześniej wspominałam, on czyta jak robot, a ja jak żółwik, więc i tak doczekałam się powrotu książki w moje ręce, kiedy skończył czytać (już kiedyś tak było. W lutym w przypadku Rudej Sfory),
3. Kroniki Jakuba Wędrowycza - Andrzej Pilipiuk - Początek za mną. Zapowiada się ciekawie i zabawnie - to z pewnością, zobaczymy, jak potoczy się naprawdę. Polecane mi, może nie często, ale na pewno gorąco, więc postanowiłam, że to teraz nadszedł czas tej serii. Więc wlokę się z nią za rękę powoli przed siebie :)
4. Miecz przeznaczenia - Andrzej Sapkowski - Mój ukochany Wiedźmin. Wracam po roku z pełnym entuzjazmem do powtórki. Porusza i napawa zachwytem tak samo jak rok temu, więc czytam chętnie. Chociaż mało, bo czasu niewiele.
5. Tatami kontra krzesła. O Japończykach i Japonii - Rafał Tomański. Gdzieś w trakcie utknęłam i nie mogłam ruszyć przez dwa miesiące. Brakuje mi tutaj swego rodzaju historii, przedstawiane są suche fakty. Ale przebrnąć przez to chcę tak, czy inaczej, a książka nie jest obszerna, więc wierzę, ze w tym roku się uda.
6. Czarnoksiężnik z Archipelagu - Ursula K. Le Guin - Na razie mnie nieco męczy. Zabrałam się, bo mi namiętnie polecano i słyszałam o tym wiele dobrych opinii. Aktualnie dobrnęłam do 28. strony i jakoś dalej ruszyć nie mogę. Może coś jeszcze z tego będzie. Idzie mi jeszcze wolniej niż Miasto śniących książek. To w ogóle możliwe?

Ogólnie polamentować chciałam także nad sytuacją letnią. Jakoś nie potrafiłam się zabrać za żadną książkę tak naprawdę porządnie, od początku do końca. Przerzuciłam w trakcie wakacji kupę książek, których przeczytałam po 5 stron i jakoś nie mogłam więcej. Ale to nie dlatego, że mi się nie podobały, czy coś - to jest najgorsze! Jakoś po prostu... nie. Takie porzucone, do których na pewno chcę wrócić, to Przygoda z owcą Murakamiego, Nigdziebądź Gaimana i M jak magia tegoż, Opowieści ze świata Wiedźmina (jeśli kiedyś będę o tym pisała cokolwiek, to suchej nitki chyba nie zostawię. Ale skończyć chcę!), czy Cyrk nocy Morgenstern.. Jakieś Hobbity, Harry Pottery, Stukostrachy Kinga, czy coś.
Dlaczego zakładam, że nie uda mi się dobrnąć do owych pięćdziesięciu dwóch? Z prostej przyczyny - studia nie pozostawiają mi na to zbyt wiele czasu i teraz czytam jedynie w tramwaju w drodze na zajęcia. W sumie to w tym momencie, w którym piszę to dokładnie zdanie opuścił mnie ten abstrakcyjny optymizm i coś szaro widzę dobrnięcie do trzydziestu dziewięciu, czy czterdziestu... ALE WARTO PRÓBOWAĆ!!!

A jak Wam idzie czytanie? Jakieś plany? Wyzwania książkowe? :)

P.S. Blogger mnie chyba robi w konia. Albo to moja przeglądarka? Mam ustawioną czcionkę, która posiada polskie znaki, w dodatku potwierdzeniem jest fakt, że przy ustawianiu czcionki w podglądzie polskie znaki SĄ. Kiedy ustawiam ją jednak na blogu i przeglądam, to już mi wrzuca polskie znaki z jakiejś innej paskudnej czcionki typu Times New Roman... Jakieś rady? :c
P.S.2. W związku z okropnym natłokiem pracy na studiach,  nie mam czasu na częste pisanie notek i prawdopodobnie pojawiać się będą co sobotę - o ile na to czas pozwoli. Ale postaram się dodawać raz w tygodniu coś nowego :)

Share this:

0 komentarze:

Prześlij komentarz