Obiecuję poprawę! ... Za jakiś czas :)


Nie wiem sama, czy ten post to bardziej usprawiedliwienie, czy jakieś... podsumowanie? Pewnie bardziej to pierwsze, niż to drugie. Może właśnie dlatego, że zacznę się tłumaczyć z tej miesięcznej nieobecności...No i jeszcze z tej, co nas tutaj czeka :)


Ogólnie pies leży pogrzebany oczywiście w sesji egzaminacyjnej. Te biedne studenty to zawsze takie przecież najbiedniejsze. Faktem jest, wymaga to ode mnie sporo wkładu czasowego więc w sumie ani nie mam czasu na pisanie postów, ani nawet na robienie tego, o czym mogłabym napisać! Chociaż z tym to w sumie trochę przesadzam, zrobiłam ze dwie rzeczy godne pochwalenia się, ale napiszę o nich pewnie dopiero za jakiś czas, bo teraz nie jest mi to za bardzo w głowie. Czuję się naprawdę zagoniona ;)
Do tej nieobecności na blogu przyczyniła się także częściowo moja Paculka. Swoim odejściem sprawiła, że bardzo mi się żyć odechciało na pewien czas i potrzebowałam chwili na pozbieranie się po stracie tego wspaniałego uszatego bąbelka.
Zanim wrócę tutaj na dobre, to możecie się spodziewać małego "odświeżenia" wyglądu. Ale pewnie naprawdę małego ;) I to właśnie prawdopodobnie obedrze mnie troszeczkę z czasu, który jest mi teraz na wagę złota ;) Dlatego (nie)cierpliwie czekamy!

ZACZĄŁ SIĘ NOWY ROK.

No i co w związku z tym... Nie nazwę tego jakoś specjalnie raczej podsumowaniem, bo nie uważam, by wymienienie kilku pierdół równało się z jakimś wielkim, sumiennym podsumowaniem całego roku, co wyszło na dobre, co na złe i w ogóle. Nawet, szczerze mówiąc, nie bardzo uważam to za konieczne. Są jednak rzeczy, którymi pochwalić się dobrze i przyjemnie. I jest kilka spraw godnych przemyślenia.

Może zacznę od tego, jak czułam się w roku 2014 pod względem kreatywności? Sądzę, że ten rok był naprawdę przyjemny. Rzuciłam sobie jako wyzwanie parę rzeczy i powoli wdrażałam to w życie. W sumie, to osiągnęłam całkiem sporo i jestem z tego bardzo zadowolona. Postanowiłam sobie uparcie, że zacznę coś więcej robić i faktycznie robiłam. Chciałam więcej czytać i, pomijając okres doła czytelniczego, czytałam całkiem sporo. Przede wszystkim zachwycona jestem tym, jak zawzięłam się do roboty w kierunku nauki i jak zagięłam czasoprzestrzeń żeby w dwa miesiące przygotować się tak naprawdę świetnie do rozszerzonej matury z polskiego, która była tym razem kluczem do dostania się na wymarzony kierunek studiów. Kolejnym ogromnym plusem było to, że postanowiłam sobie, że nauczę się robić na drutach, więc usiadłam na tyłku i robiłam, robiłam... Tak samo powiedziałam sobie, że nie czekam aż mnie w końcu mama nauczy szyć na maszynie, jak obiecywała od dobrych kilku lat, tylko sama usiadłam (a mama sama wtedy przyszła sprawdzić, czy palce nadal egzystują oddzielnie, a nie zszyte w jednopalczastą rękawiczkę) i wyszło na to, że coś nawet umiem ;)

To skoro rachunek sumienia został zrobiony, to może teraz wymienię, co konkretnie uważam za coś godnego uwagi...
Przede wszystkim pomysł z pledem dzierganym z kwadratów nieidealnych uważam za naprawdę dobry. Dużo przyjemniej mi z myślą, że jeśli robienie jakiegoś ściegu jest mi wstrętne (bo okazuje się nagle, że w sumie wcale aż tak mi się nie podoba, a w dodatku klecenie go jest nużące), to i tak nie będę tego robiła długo. Są to przecież tylko kwadraty 11x11 centymetrów, zrobienie ich nie wymaga wielkiego wkładu czasowego... Chociaż po ilości, jaką zrobiłam (6) w tak długim czasie (od 2. września do 28. grudnia) można myśleć inaczej... Tak czy inaczej łatki wyszły mi ładnie, a tymi nowymi pochwalę się w wolnej chwili :)
Również zadowolona jestem z wydzierganych niedawno ocieplaczy na kubki. Są przyjemne, ładne, funkcjonalne. No i weszły do użytku stanowczo DUŻO wcześniej niż pojawi się w moim życiu pled w całości.
Ponadto z piłki patchworkowej jestem zadowolona, a także z dwóch nowych uszytków, które "popełniłam" jeszcze przed końcem tego roku, a o których powiem za jakiś czas.
Do tego przeczytałam sobie więcej książek niż w roku poprzednim. Liczba 41 nie jest powalająca, ale zbliżać się będę - tak myślę - coraz bardziej do upragnionego celu pięćdziesięciu dwóch książek w roku :)
Co mnie jeszcze cieszy niewymownie? Utrzymywana korespondencja z pewną przemiłą dziewczyną z Węgier, która (korespondencja, nie dziewczyna) od tego roku przechodzi z Internetu w Outernet! Oczywiście, od razu po mojej sesji :D

Plany na rok 2015?
Myślę, że postaram się być bardziej systematyczna w nauce i postaram się znaleźć jakiś plan dla twórczości, żeby nie kolidowała mi z pracą jednak nieco ważniejszą - nauką właśnie. Więcej blogowania, pisania o różnych sprawach, rozwijania zainteresowań w różne strony. Na pewno chcę troszkę więcej znaleźć czasu na dzierganie, szycie. Planuję sobie spróbować więcej rysować kredkami, opanować akwarelę i stworzyć przynajmniej jeden porządny, godny powieszenia na ścianie obraz.
No i to, co najważniejsze: chcę więcej planów wcielać w życie. Bywało, że coś zaczynałam, ale jeśli nie skończyłam tego od razu, to to porzucałam zwyczajnie już do końca życia. Nie tym razem. Nie wszystko przecież da się zrobić od razu, zwłaszcza jeśli ma się jeszcze na to czas ograniczony. Postanowione zatem, że teraz będę kończyła to, co zacznę (chyba, że sprawa będzie wyjątkowo beznadziejna, to nie mam zamiaru na siłę ciągnąć). Tym samym na pewno skończę dwa projekty, które miałam robić w celu usprawnienia życia. Zaczęłam tworzyć przed wyjazdem w Bieszczady, a po powrocie już nie wznowiłam "produkcji" ;) Na pewno skończę je robić prędzej czy później, ale nadal w 2015 roku!

No i najważniejszy potwór i cień mojego życia: ograniczyć tego nieszczęsnego facebooka do koniecznego minimum. A za to magiczne konieczne minimum uważam często pomocną grupę mojego roku ze studiów, a także utrzymywanie kontaktu z przyjaciółmi, którzy mi się rozjechali do Warszawy, a na tyle rzadko wracamy do naszej rodzinnej dziury, że nie widujemy się często. Pisać zatem trzeba jeśli innego wyjścia nie ma. Ale czego się nie robi dla dobrych przyjaciół... :)

Share this:

0 komentarze:

Prześlij komentarz